23.04.2015

9. Who is Ally?


- Ally, nie możesz tego zrobić - sepleniłem, przeżuwając ciepłego rogalika z czekoladą. Upiłem łyk kawy i, mrużąc oczy, próbowałem skupić się na czytanym tekście. - Musisz wyjechać w tę trasę. 
Siedziałem na moim łóżku, próbując ogarnąć poszczególne kwestie zakodowanego dwoma literami A i znakiem "&" pomiędzy nimi scenariusza jednego z początkowych odcinków serialu. Od czasu do czasu zerkałem na śpiącą w łóżku Rylanda Gabriele, która od wczorajszego popołudnia jeszcze się nie obudziła. Nie wiem, jakim cudem znalazła się w moim pokoju, jednak plany zmiany jej zakwaterowania spełzły, póki co, na niczym, gdyż mama wolała poczekać na jej pobudkę.
Promienie słońca, przedzierające się przez nie do końca zwinięte rolety w oknach, irytująco raziły mnie w oczy, jednak, kierując się VI zasadą Kodeksu Braci "jeśli nie możesz czegoś dosięgnąć (w tym przypadku sznurka od żaluzji), najwyraźniej nie jest Ci to potrzebne", nadal próbowałem skupić się na niewielkich literkach scenariusza. 
Nie, jednak mam już dosyć.
- Posłuchaj mnie, Ally - mruknąłem, podrywając się z łóżka. - Ostatnio zrezygnowałaś z trasy po Europie, więc teraz nie możesz tego zaprzepaścić. - Rozwinąłem rolety, przy okazji chwytając okulary z szafki nocnej. W teorii nie musiałem ich nosić, ale w jakimś stopniu ułatwiały mi czytanie. - To Chiny... nie są państwem w Europie?... Nie, muszę to powiedzieć inaczej... - Położyłem się na materacu. - To Chiny nie są państwem w Europie? 
- Nie, nie są - usłyszałem głos Rikera. Podniosłem wzrok znad kartek. 
- Co chcesz? 
- Tylko Ci przypominam, że siedem tygodni temu Andrew nam załatwił kilka małych koncertów. I - przeciągnął, siadając obok mnie na łóżku - jeden z nich jest dzisiaj w Ramone o piątej. Za godzinę robimy próbę... O, skąd masz rogaliki? - szturchnął mnie, biorąc pieczywo do ręki.
- Czyli, jeśli dobrze myślę, na miejscu mamy być o trzeciej? 
- Przed czwartą, sprzęt rozstawią bez nas. - Przełknął kęs. - Musimy powtórzyć piosenki - powiedział, zanurzając dłoń w kieszeni spodni. 
Po chwili wyciągnął z niej zgiętą kartkę z pojedynczymi kreśleniami, na której, jak się domyślałem, była zapisana lista utworów. Rozłożyłem ją. 
- Siódemka to "Crazy Stupid Love"? Od kiedy śpiewamy to koncertach? - mruknąłem, patrząc pytająco na brata. 
- Najwyższy czas zacząć. - Oblizując wargi, powoli podnosił się do pozycji stojącej. - Powtarzam raz jeszcze - za godzinę próba. Nie zapomnij. - Szturchnął mnie.
- Wydaje mi się, że aż takiej sklerozy nie mam. - Popatrzyłem na stojącego w drzwiach brata. - A teraz spadaj, przygotowuję się do bycia Austinem Moonem. 
- Przecież ty już nim jesteś - powiedział, a gdy zobaczył moje pytające spojrzenie, dodał: - No nie mów mi, że wiesz, gdzie są Chiny.
- Na pewno nie w Europie. - Pokazałem mu język. 
Brat kiwnął głową z politowaniem, po czym wyszedł.
Wziąłem z talerza ostatniego rogalika.
- To... Chiny nie są państwem w... Europie? Okej, idziemy dalej. Ally kręci głową. Austin jest zdziwiony przez chwilę, jednak szybko się otrząsa i kontynuuje - mruczałem pod nosem, mimowolnie mając przed oczami opisaną scenę. - Dalej... Nieważne co zrobisz. I tak będę Cię wspierał, Ally.
- Hm? Ally? - Usłyszałem cichy, mocno zaspany głos. Zerknąłem na sąsiednie łóżko.
- O, cześć - powiedziałem, widząc odgarniającą swoje gęste włosy z twarzy Gabriele. Część jej loków zwisała swobodnie z łóżka, a pojedyncze dosięgały podłogi. - Jak się czujesz?
- W porządku. - Przetarła lekko oczy, starając się nie dotykać strupów i zadrapań na policzkach. - Gdzie jestem?I kto to Ally?
- Jesteś w moim pokoju. Pamiętasz moje imię? - Pokręciła z zakłopotaniem głową. - Jestem Ross. Spokojnie, nie dziwię ci się, że nie pamiętasz, w końcu nas tu trochę jest. A Ally? Ally jest główną postacią w serialu, w którym gram. - Pomachałem kartkami scenariusza. - Jesteś głodna?
- Ross, chodź na... O, witaj Gabriele! - Rydel stanęła na progu pokoju. - Jesteś głodna? A ty, Ross, chodź na dół, bo Lily przewróciła doniczkę i wysypała ziemię na podłogę, a dziś zaczyna się twój dyżur przy niej. - Już otwierałem usta usta, jednak Delly kontynuowała: - I przy okazji daj jej trochę karmy... Albo wiem, zanim to zrobisz, zanieś Gabriele do mojego pokoju. Ja zaraz tam będę, tylko skoczę do łazienki. Zostaw ją tam, do jadalni zaniesie ją ktoś inny. No już, na co czekasz? Zostaw Austina Moona, pogwiazdorzysz sobie później.

*

Jasne snopy światła były skierowane na moją osobę od ponad godziny, toteż lekko zmrużyłem zmęczone oczy. Pierwszy raz dawaliśmy koncert w Ramone Restaurant, bogatej restauracji dla ludzi z wyższych klas społecznych, jednak warunki panujące tutaj nie odbiegały zbytnio od tych, które sobie wyobrażaliśmy. Przylegająca do „ściany głównej” scena znajdowała się na niewielkim podeście. Dookoła ustawione były dwu- lub trzyosobowe stoliki, wszystkie zajęte przez elitę Los Angeles, jedynie pojedyncze osoby przesuwały się pod sceną. Bar, niezbyt duży jak na lokal tego typu, mieścił się w jednym z rogów sali. Obok znajdowała się łazienka.
- Even when times get tough, I don't want no easy love... - zakończyłem, zatrzymując dłonią drgające jeszcze struny gitary. Chwila na kulturalne oklaski, bez jęków, krzyków i gwizdów, jak zazwyczaj jest na koncertach. - To była ostatnia piosenka, dziękujemy bardzo za uwagę! Mam nadzieję, że i przy stolikach, i na parkiecie dobrze się bawiliście. Dziękujemy raz jeszcze! 
Ukłoniliśmy się i zeszliśmy po schodkach ze sceny, kierując się w stronę baru. Usiadłem na wolnym krzesełku, czekając na barmana, zajętego obsługą dwóch eleganckich kobiet. Miałem ochotę na jakiegoś drinka.
- I co? Ostatecznie nie zaśpiewaliśmy Crazy Stupid Love, bo ktoś zapomniał tekstu – powiedziałem z przekąsem, patrząc na Rikera.
Brat wzruszył ramionami. 
- Wolałem się nie pogrążać jak ktoś, nie powiem kto, przy Heart Made Up On You. 
- Dajcie spokój – mruknął Rat, siadając obok mnie. - Jak zwykle...
- Świetny koncert, chłopaki... i dziewczyno – przerwał uśmiechnięty barman, kiwając głową z uznaniem. - Co podać? Dobry napój za dobrą robotę się należy. 
- Co polecasz? - zapytał Rocky, opierając się o ladę.
- Rocket Fuel, Kamikadze, Furious Dog...
- Rocket Fuel – powiedziałem jednocześnie z Ratliffem.
- Biorę Kamikadze – odpowiedziała Rydel, schodząc z kolan Ellingtona i podchodząc bliżej barmana.
- Hm, nie za mocny dla ciebie, ślicznotko? 
- Proszę? - Delly uniosła brwi. - Sukces trzeba uczcić. Zaraz pójdę na parkiet. - Pokazowo poruszyła biodrami, po czym oparła się o Ella. - A ty idziesz ze mną...
- Co dla was? - Barman popatrzył na Rikera i Rocky'ego.
- Rocket Fuel – odrzekł Rocky, siadając na krzesełku przy barze.
- Dla mnie nic, ewentualnie jakiegoś bezalkoholowego. Ktoś musi ich pilnować – mruknął Riker.
- Hawana. - Joey, bo takie właśnie imię znajdowało się na plakietce, zaczął coś bazgrać w notesie. - A właśnie, apropos alkoholu... pokażcie dokumenty. 
Ups.
Popatrzyliśmy na siebie nieco zmieszani. 
- Wie Pan...
- Żartowałem! - Joey zaczął się głośno śmiać. Trwało to dobre kilkanaście sekund, podczas których co chwila byliśmy obrzucani dziwnymi spojrzeniami. Jak na to zareagować? Również śmiechem? - Drinki będą za dosłownie sekundę. - Przesunął się trochę dalej i wyciągnął spod lady szklanki.
W ciągu pięciu minut, pełnych ględzenia Joey'ego, który swoją drogą był jednak sympatycznym gościem, dostaliśmy nasze drinki. Rocket Fuel okazał się dużo mocniejszy niż przepuszczałem, jednak starałem się nie dać po sobie tego poznać. 
- O której się zbieramy? - zapytałem, kiwając lekko głową w rytm puszczanej muzyki. Brzmiała jak techno skrzyżowane z gdakaniem kur, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.
- Dopiero co przyszliśmy. Idziemy na parkiet – odpowiedziała śpiewnie Delly, ciągnąc roześmianego Ellingtona pod scenę. 
- Korzystaj z tego, że mamy picie za darmo – mruknął Rocky, trzymając w dłoni już drugą szklankę. - Tylko coś słaby jest ten drink. Barman! Podaj jeszcze jednego.
Szczerze mówiąc, nie wiem kiedy rodzeństwo zniknęło mi z oczu. Nagle w Ramone pojawiła się masa ludzi. Muzyka zmieniła teraz rytmikę na dużo szybszą, a kilka osób zaciągnęło mnie do tańca. W pewnym momencie zrobiło się gorąco. Zdjąłem bluzę i rzuciłem na jakieś krzesło. W chwili obecnej jakoś mało mnie obchodziło to, co się z nią dzieje... Gdzieś w tłumie przewinęła mi się Rydel z Ellingtonem. Wtuleni w siebie, jak uroczo...
Lekko zmęczony usiadłem przy barze. Miałem ochotę na jakiś dobry alkohol, ale bałem się, że stracę kontakt z rzeczywistością. Zacząłem się już łapać na rozbieganym spojrzeniu, nie chciałem, żeby poszło to dalej.
- Dobry wieczór... - usłyszałem męski głos za plecami. Odwróciłem się.
Przede mną stał nieco niższy ode mnie mężczyzna, na oko przed czterdziestką. Nie do końca jestem pewien, ale wydaje mi się, że ubrany był w czystą, białą koszulę. Wyglądał dosyć elegancko. Trudno było dostrzec kolor jego potarganych włosów. Były chyba ciemne. 
- Wiesz może... Zaraz – przerwał, przyglądając mi się uważnie. - Zaraz... To ty dawałeś koncert? Gratuluję dobrego show! - Wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnąłem ją. - Napijesz się czegoś?
- Co?... Ach, tak właściwie to nie powinienem...
- Barman! Daj dwa najlepsze drinki. Ja stawiam – zawołał, siadając na krześle obok. Po chwili na ladzie pojawiły się dwa pełne naczynia. - Bierz. Na koszt firmy. Jestem... Alex, współwłaściciel Ramone – dodał szybko, widząc moje pytające spojrzenie.
- Ja naprawdę nie powinienem... - zacząłem, jednak Alex wcisnął mi napój do ręki. Cóż, w takim przypadku... - Hm, całkiem dobre.
- Najlepsze – uśmiechnął się, świdrując mnie wzrokiem. - Słuchaj... opowiedz mi, proszę... eee... coś o twoim zespole...   tak, właśnie... Jestem nim naprawdę zainteresowany.
- Co ja mogę powiedzieć... Jest nas piątka, jedna dziewczyna... no i śpiewamy – burknąłem, biorąc w międzyczasie parę łyków drinka. - Wydajemy wkrótce drugi album... Wiesz, biznes się kręci.
- Interesujące... Powiesz coś więcej? - zapytał, podając mi do ręki kolejną szklankę. - Na przykład... no nie wiem... Co jest waszą inspiracją?
- Myślę, że... kurczę, trudne pytanie. Chyba kobiety. Albo żelki gumisie. Ratliff powiedziałby, że gumisie... Ja stawiam oba na równi...
- Kobiety, powiadasz? - Pokiwałem głową. Wreszcie się trafił jakiś konkretny, dobry rozmówca! - Jakie kobiety was inspirują? 
- Ładne – rzuciłem krótko. Brunet zaczął się śmiać. - No co? 
- Ładne kobiety... Co masz na myśli? - zapytał, ciągle się szczerząc. - Czy... o, już wiem!... Czy kobieta z zadrapaniami, potargana i brudna według ciebie też jest inspirująca?
- Podchwytliwe pytanie, podchwytliwe – zawyłem, odstawiając drinka na ladę. - Ale ty wiesz co? Nie wiem. Ale spotkałem niedawno taką, o! - Zacząłem wymachiwać rękami, jednak Alex złapał moje dłonie. - No czego chcesz... pokazuję ci!
- Naprawdę spotkałeś? Niesamowite! - wykrzyknął, wciskając mi do ręki koleny trunek. - Opowiedz mi o tym.
- No to słuchaj... Szedłem sobie ulicą, co nie, i nagle wpada na mnie taka dziewczyna. Coś tam mówi, ale zemdlała. To ją wziąłem do siebie.
- Do siebie? Czyli gdzie? - Alex zaczął mi się znów przyglądać. Coś ze mną nie tak?
- No, do mnie. Mieszkam na ulicy...
- Ross, wracamy. - Nie wiem jak, ale usłyszałem głos Rikera. - Słyszysz?... Ross?
- Czego nam przeszkadzasz rozmawiać? - jęknąłem, czując dłoń brata na ramieniu. Dlaczego jest taka ciężka? - My tu sobie z panem Alexem...
- Dosyć tego. Wracamy – przerwał stanowczo. - Mam ci pomóc czy będziesz szedł sam?
- Ale...
- Chodź, pomogę ci – powiedział Alex do Rikera. Czemu mnie zostawiasz, przyjacielu?
Próbowałem stawiać im opór, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Czułem się ociężały, ale jednocześnie radosny i wyluzowany. O, zauważyłem Rydel i Rocky'ego. Gdzie Ellington? A, tutaj. Ech, szkoda, że weszliśmy do windy, chciałem wykonać orła na schodach... tak? Dobrze mówię? Tak to się nazywa? 
- Riker, co mu się stało? - zapytała Rydel, poprawiając moje włosy. 
- Upił się, idiota – syknął. - Lepiej pomóż Rocky'emu. Drugi mądry się znalazł...
Dosyć szybko znaleźliśmy się na zewnątrz. Riker zaczął szukać swojego auta, klucząc pomiędzy samochodami do tego stopnia, iż w pewnym momencie sam już nie wiedziałem, gdzie jesteśmy. O tym, że się jednak nie zgubiliśmy, świadczył fakt, że po dosłownie chwili siedziałem już na skórzanej tapicerce, opierając głowę o odsuwającą się ode mnie Rydel. Siostro, siostrzyczko kochana... nie kochasz mnie?
Nie mam pojęcia, ile minut już jechaliśmy. Jednak zrobiło mi się trochę przykro, gdy Alex nawet się ze mną nie pożegnał. W dodatku Riker szybko ruszył z parkingu, jakby chciał przed kimś uciec. Jeśli ma na myśli ten czarny samochód za nami, to wątpię, aby zdążył go zgubić. Wyglądał jak jeden z tych z CSI: Kryminalne Zagadki Nowego Jorku. A może to Ryland? W końcu on pojechał na plan CSI... zaraz, zaraz... on pojechał do Miami, nie do Nowego Jorku... 
- Ej, patrzcie, ktoś za nami jedzie – mruknął Ellington, odwracając co chwila głowę w stronę tylniej szyby. 
- Wow, niesamowite... To droga szybkiego ruchu, czego się po niej spodziewasz? - odparł Riker, zerknąwszy w lusterko. - To chyba normalne, że samochody po niej jeżdżą.
- Ale mówię ci, to wygląda tak, jakby nas ktoś śledził. Weź na chwilę zwolnij,  a potem spróbuj skręcić w lewo. Tam jest ta opuszczona fabryka, nikt z czystymi intencjami się tam nie wybierze. Później  nakręcisz.
Riker, burcząc coś pod nosem, zaczął jechać wolniej. Po chwili skręcił w jakąś wąską uliczkę. Nie podobało mi się to. Strasznie trzęsło, a w dodatku Delly ciągle się rozpychała.
- Weź się przestań pchać – jęknąłem, kładąc głowę na jej ramieniu. - Ktoś tu może chce odpocząć, co?
- Choroba jasna – zignorował mnie Riker, przyśpieszając samochód. Wstrząsy powoli stawały się nie do zniesienia. - Ellington... Masz chyba rację. O co tutaj chodzi?!

***

Cześć wszystkim. ツ
Pamiętacie mnie jeszcze? Z tej strony ta osoba, która zostawiła r5ff na kilka miesięcy. :3
I cieszcie się lub też nie, ale istnieje prawdopodobieństwo, że w maju rozdziału nie będzie. Mam bardzo dużo zaległych materiałów w szkole, a wena nie sługa. Ale spokojnie - nie napisałam, że na pewno nie będzie. Po prostu się okaże.
Mam wrażenie, że strasznie szybko leci akcja w tym rozdziale. Niezbyt mi się to podoba, ale cóż... zmieniać tego za bardzo nie mam siły. Możecie mnie zjechać. :')
Aha, nowy szablon, który teraz widzicie, jest przejściowy. Z tym, który zrobiła dla mnie Sparrow (dzięki, Kapitanie!) mam małe problemy techniczne. Mam zamiar to ogarnąć któregoś dnia.
Okej, już kończę. Trzymajcie się ciepło. Zwłaszcza, że taka super pogoda się zbliża. ^^


~Yeaew
PS. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem, a także za głosy w ankiecie. Stworzyłam ją z myślą o osobach, które nie mają czasu skomentować, ale czytają moje wypociny. Dziękuję raz jeszcze :)

3 komentarze:

  1. Anonimowy23/4/15 18:43

    I jak nie kochać tego opowiadania? Ono jest cudne, ale rozdziały są zbyt rzadko... ja chcę więcej! Uśmiałam się czytając rozdział :D Kocham Rossa no xD gwiazdorzenie, podpity Ross to idiota, ale kochany idiota xD jeszcze myślałam, że tak puści bełta na Rydel, wtedy bym się tak śmiała xD nie pytaj, co ćpię, ale chyba muszę zmienić dealera :D
    Czekam na nexta :)
    ~Kathleen

    OdpowiedzUsuń
  2. Witamy ponownie na bloggerze! Jak widać nie zapomniałam (ii nie zapomnę, ciebie się nie da zapomnieć) Więc zaglądam regularnie
    I w końcu jest!
    Po pierwsze: gify soł oł maj gad >>>
    Zwłaszcza ten u góry tak pasuje do rozdziału :)))
    Rozmowa Rossa z rodzeństwem - brawo, wciąż wychodzi naturalne, nie zgubiłaś tego.
    Ach... stosunek do Austina i Ally niczym miód na resztki, które zostały z mojego serca.
    Dalej: Ramone Restaurant hehehe :))) czy ten motyw zawsze pojawia się w twoich opowiadaniach? Nie mówię, że mi nie pasuje... sprawił, że się uśmiechnęłam
    Upicie bohatera, by móc napisać głupia, nierealna w innym przypadku rozmowę, która zawsze źle się kończy... zawsze spoko.
    Co do zakończenia i oczywiście całego wątku kryminalnego mam dokładnie pierdylion dwadzieścia cztery teorie spiskowe i zupełny brak chęci by je wpisać. Wiedz, że pobudzasz moje szare komórki. W weekend eh...
    Na koniec przesłanie skierowane od czytelnika do bohaterów: RIKUUUUŚ PRZYGAZUJ!!!!!!
    No to ja się żegnam i czekam na next.
    PS. Lecę na YRNG. Może jak tu coś zaczęło się dziać to tam też c:
    To już wszystko? Chyba tak...
    Całuski
    ~ Jane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yaeawku, kiedy będzie nowy rozdział?
      Wiesz, że ja jestem cierpliwa i absolutnie cię nie chcę pospieszać... nie. Jednak chcę.
      On ich goni już od miesiąca, a ja po prostu nie mogę żyć w spokoju nie wiedząc co dalej z nimi będzie.

      Usuń

Komentujesz = Motywujesz :)

Layout by Tyler