28.09.2014

3. There's no place like home.



                Cukier całkowicie rozpuścił się w gorącej herbacie, toteż wyjąłem łyżeczkę ze szklanki. Przyjemny zapach cytryny i dzikiej róży szybko rozprzestrzeniał się w powietrzu. O tak, brakowało mi tego. Czasu, kiedy nie musiałem jeść szybko, ponieważ każda sekunda przed i po koncercie była cenna. Czasu, kiedy mogłem spać nieco dłużej niż cztery do pięciu godzin. Czasu, kiedy samo siedzenie przed aromatyczną, gorącą herbatą sprawiało przyjemność. Dawno czegoś takiego nie doświadczałem.

                - Dzięki raz jeszcze, Ross – usłyszałem głos Rylanda. Ocknąłem się i wziąłem łyk napoju.
                - Nie ma za co, braciszku. Już po raz kolejny informujesz mnie o swojej wielkiej wdzięczności, wiedz jednak, że zrozumiałem za pierwszym razem. – Lekko denerwujące było ciągłe powtarzanie tych samych słów DJ’a. Nawet jeśli jego celem było zwykłe droczenie się ze mną.
                - Ja nadal nie rozumiem twojej decyzji – powiedział Riker, próbując pokroić jedną z dwóch pizz na osiem części. Szło mu to dosyć opornie.
                - Zapomniałeś, że Ross kręci za tydzień Austina i Ally. – Kawa powoli wspinała się po wewnętrznej ścianie słomki, prosto do ust Rydel. Stukając palcami raz o blat stołu, a raz o wysoką szklankę, patrzyła niecierpliwie na nieporadność lidera zespołu.
                - To było niepoważne. Kto normalny szuka aktorów kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć? – Mama nadziewała na widelec pojedyncze warzywa z sałatki. Po chwili cała przezroczysta salaterka stała pusta; jedynie resztki śmietany, wymieszane z drobno posiekanym koprem, zalegały na dnie naczynia.
                - W takim razie chyba wcale nie powinniśmy się zgadzać na udział. – Ryland ostatecznie opróżnił szklankę, uprzednio wypełnioną Coca-Colą po brzegi. Odstawił ją z hałasem na drewniany stolik z cienkim, półprzezroczystym obrusem z dennym motywem kwiatowym.
                - Cicho – odezwał się tata, nakładając jeden z kawałków nieporadnie pokrojonej Margerity na swój talerz. – Już jest po wszystkim. Nic nie zmieniajmy.
                Nałożyłem swój kawałek na biały talerz w kolorowe, aczkolwiek delikatne wzorki. Już miałem nałożyć ketchup, gdy usłyszałem pojedyncze dźwięki, które wydobywały się z mojego telefonu. Wyciągnąłem iPhone'a. SMS od: Laura. „Hej, jak tam po trasie?”  Jak miło. „Cześć. Dobrze. Co tam u Ciebie?” – wystukałem i odłożyłem telefon w poprzednie miejsce, wyciszając go wcześniej. Sięgnąłem ręką po ketchup.
                - Ej, no co to ma być? – jęknąłem, gdy zauważyłem, że zawartość plastikowego naczynia jest pusta. Pozbawiono mnie ważnego dodatku!
                - Sorry – usłyszałem niewyraźnie z pełnych pizzy ust Rocky’ego. – Trzeba było nie zajmować się esemesowaniem z Laurą. – Puścił oczko do Ellingtona.
                - Czemu miałbym pisać akurat z nią, a nie - na przykład - z Andre? – Starałem się zakryć irytację tematem poruszanym przez prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę. To było zabawne, ale na początku.
                -  Bo jeśli Andre coś wysyła, to do nas wszystkich. – Ratliff przyłączył się do Rocky’ego. – Poza tym ty i Laura jesteście „przyjaciółmi” – zaakcentował –  i zaraz zaczynacie kręcić „Austina i Ally”. No i jest jeszcze sprawa Raury, chociaż… ja jestem za Raią. -  Ellington i Rocky przybili sobie piątkę.
                - A ja nie wiem, czy nie jestem za Rydellington, zwłaszcza teraz – odgryzłem się i odszedłem od stołu, aby zdobyć w jakiś sposób sos pomidorowy.
                Podszedłem do baru i poprosiłem o ketchup. Nagle poczułem wibrację w prawej kieszeni spodni. „W porządku. Co powiesz na małe spotkanie ekipy? Raini i Calum będą” – przeczytałem. „Kiedy i o której?”. „Pojutrze o siedemnastej w twojej ulubionej kafejce w LA” – momentalnie uzyskałem odpowiedź. „Będę”.
                - Pana ketchup. – Młody, wysoki kelner postawił przede mną niewielki plastikowy pojemnik. Podziękowałem mu skinieniem głowy.
                „Miło będzie Cię zobaczyć. Do piątku” – odpisała Laura. Lekko się uśmiechnąłem na myśl o spotkaniu. Nie ukrywam, że przez te kilka miesięcy intensywnej pracy nieco zapomniałem o starych przyjaciołach. Zazwyczaj nie miałem czasu na obejrzenie choćby wiadomości czy też na zwykłe zlustrowanie gazety. Czasami tylko gdzieś słyszałem o Marano, która gra jakąś Amy w dramacie, ewentualnie zerkałem na twittery przyjaciół.
                Schowałem telefon i sięgnąłem po pojemnik.
                - Hej, to już nie jest zabawne – powiedziałem sam do siebie, gdy zauważyłem brak potrzebnego mi na chwilę obecną przedmiotu z cenną zawartością. Znowu ktoś skubnął mi ketchup!
***
                Podróż z Nowego Yorku do Los Angeles była potwornie długa, mimo że niewiele było przystanków czy postojów podczas całej drogi. Tak czy siak, po kilkudziesięciu godzinach w busie, spędzonych w dziewięćdziesięciu procentach na siedzeniu i przygrywaniu na gitarze, wreszcie znalazłem się w apartamencie. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – zgadzam się z tym doskonale.
                Po dodaniu zdjęcia i odpowiedniego komentarza do niego na instagrama spojrzałem na zegarek; według niego mam jeszcze dwie godziny do spotkania z przyjaciółmi. Szacując, że jakieś trzydzieści minut zajmie mi przedarcie się przez amerykańską dżunglę do Annelise’s Cafe, zostaje mi jeszcze dużo czasu, który mogę spędzić na czymś ciekawym - na przykład na spaniu. Nie namyślając się wiele wręcz padłem na łóżko. Powoli zaczynałem myśleć, że już odzwyczaiłem się od jednej z moich ulubionych rozrywek, jednak szybko przekonałem się, że to nieprawda.
                Nagle poczułem coś wilgotnego, aczkolwiek szorstkiego na twarzy; ktoś lub coś naruszało  moją przestrzeń osobistą bez zgody właściciela.
                - Co… Lily, przestań! – jęknąłem, gdy zobaczyłem sprawcę zamieszania. Wziąłem suczkę na ręce i postawiłem na podłodze. Ta jednak wcale się nie przejęła, przeciwnie; zamerdała ogonem i szczeknęła radośnie. – Wracaj do Rydel.
                Lekko zaspany spojrzałem na wiszący na jasnozielonej ścianie duży, biały zegar z czarnymi konturami. Przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem.
                Wstałem z łóżka jak oparzony i od razu skierowałem się do łazienki. Przemyłem twarz letnią wodą, po czym poprawiłem włosy. Jest dobrze.
                Szybko zbiegłem po schodach i wziąłem klucze do szarej hondy.
                - Gdzie się wybierasz? – Spojrzałem na mamę.
                - Annelise’s Cafe – rzuciłem pobieżnie i nacisnąłem klamkę.
                - Tak ubrany?
                Spojrzałem na siebie; szlag!
                Mrucząc pod nosem wiele niewłaściwych słów, wróciłem do pokoju. Zrzuciłem obśliniony przez Lily t-shirt, zaś z szafy wyciągnąłem pierwszą lepszą bluzkę bez rękawów. Szybko ją założyłem, po czym zbiegłem po schodach do wyjścia.
                - Na razie – powiedziałem i zamknąłem drzwi. Z piskiem opon wyskoczyłem na, o dziwo, pustą jezdnię.
                Niestety, krótko się cieszyłem chwilową możliwością znacznego rozwinięcia prędkości. Dzieci z pieskiem, nie mogłyście przejść przez przejście kilka sekund później?
                Po kilkunastu minutach znalazłem się w centrum. Na moim zegarku już od jakiegoś czasu wskazówka wskazywała piątkę. Podjechałem na dobrze mi znany parking, po czym zatrzymałem samochód. Zablokowałem drzwi i rzuciłem klucze do jednej z dość sporych kieszeni w moich spodniach.
                Cichy dźwięk dzwoneczków, poruszających się pod wpływem otwierania drzwi, poinformował wszystkich o moim wejściu.
                - Ross! – usłyszałem tak dobrze mi znany melodyjny głos. Uśmiechnięta Laura podeszła i przytuliła mnie. – Miło cię wreszcie zobaczyć.
                - Ciebie również. – Odwzajemniłem uścisk, wdychając zapach delikatnych perfum szatynki.
                - Zapuściłeś włosy - zauważyła Laura. Odruchowo ich dotknąłem; Marano zaśmiała się. - Chodź.
               Poszedłem za Laurą do stolika.
                -  Cześć, Raini! – powiedziałem, gdy zauważyłem brunetkę. Siedziała twarzą do mnie, obok Worthy'ego. – Jak tam, Calum?
                Uścisnąłem się z pozostałymi, po czym zająłem ostatnie wolne miejsce przy stoliku, pomiędzy szatynką a ognistowłosym.
                - Zamawia pan coś? – Kelnerka z grubym notesem w ręku spojrzała na mnie wyczekująco. Kiwnąłem głową.
                - Poproszę kawę espresso. – Kobieta odeszła, a ja popatrzyłem na twarze przyjaciół. – Więc… jak wam minęło te kilka miesięcy?
                - Pracowicie, nie powiem – rzekł Calum, bawiąc się ulotką z jakiejś nowej pizzerii. – Ale i szybko. Szczególnie od kiedy się dowiedziałem o czwartym sezonie Austina&Ally – uśmiechnął się.
                - Scenariusz jest świetny – dodała Raini. – Czytałam go kilkanaście razy i nadal nie mogę się nadziwić niektórym scenom.
                - Wiecie coś więcej o zmianach, o których wspominali scenarzyści? – spytał Calum. – Prawdę mówiąc, nie mogę się już doczekać nagrywania.
                - Zmiany? Jakoś mi to umknęło – powiedziałem i wziąłem z rąk kelnerki zamówiony produkt.
                - Poważnie? – zdziwiła się Raini. – Niedawno rozmawiałam z Kevinem. Powiedział, że nadal zajmują się organizacją planów filmowych.
                - Ciekawi mnie jak zostanie przedstawiony pokój Ally – stwierdziła Laura, popijając gorący, ciemny płyn w przeźroczystym naczyniu. – Zauważyłam, że będzie w nim kilka, jeśli nie kilkanaście scen.
                - Ogólnie to dobrze, że przesunęli nagranie o te dwa tygodnie. – Calum nie dawał spokoju ulotce, która wyglądała teraz jeszcze gorzej niż wcześniej.
                - Że co proszę? Przesunięto nagrania? – zapytałem zdziwiony. Przyjaciele kiwnęli głowami.
                - Jak mogłeś nie wiedzieć? Wczoraj wieczorem Kevin wysłał SMS-y do wszystkich z planu – poinformowała mnie brunetka. Jak na zawołanie poczułem wibrację w kieszeni.
                Wyjąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz; SMS od: Rik. „Nie wiem jakim cudem, ale Kevin wysłał sms-a do mnie zamiast do ciebie. Następnym razem podawaj właściwe numery”.
               
- Coś się stało? – zapytała Laura, lekko wychylając się w moją stronę. Rzeczywiście musiałem dziwnie wyglądać w tej chwili.
                - Tak. Zauważyłem u siebie chorobę nieogarnięcia drugiego stopnia w stanie zaawansowanym. – Schowałem iPhone’a do kieszeni. – Jak ja mogłem pomylić swój numer z numerem Rikera? – Przeczesałem włosy prawą ręką.
                - Szczerze mówiąc, to już dawno podejrzewałem u ciebie chorobę psychiczną – rzekł Calum, za co dostał kuksańca w prawe ramię. Zaśmiał się.
                - Wiecie co… - już chciałem zacząć nowy temat, gdy nagle przypomniała mi się ważna rzecz. – No nie! – jęknąłem. Teraz znam uczucie, kiedy coś ważnego przelatuje ci przed nosem.
                - Co? Ominęła cię jakaś ważna rola, na przykład w CSI: Miami? – zażartowała Raini.
                - Skąd wiesz? – Popatrzyłem na brunetkę z podziwem.
                - Nie wiem. Zgadłam. 

**********

Cały dzień poza domem. Masakra. Ale niedzielna "tradycja" zachowana.
Cóż, ocenę rozdziału pozostawię wam. Mam nadzieję, że nie jest źle.
A co do Raury.... na razie nie odpowiem. ;]


8 komentarzy:

  1. Anonimowy28/9/14 20:52

    ? Będzie Raura?
    TEN blO G JEST Świetny

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny. Piszesz tak... w takim ponurym stylu, ale pozytywnie powiedziawszy... chodzi o tak tajemniczo. Właściwie każdy rozdział jet taką... zagadką?
    No nic czekam na następny!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kapitan na pokładzie, wkurzony.

    JA CI DAM NIEPORADNEGO RIKERA. Strzeż się koszmarów. C:

    Fajny rozdział z pov Rossa. Sympatycznie, nie powiem. Dobrze rozegrane scenki, dobrze wyważone dialogi z opisami.
    Gramatyka, w sensie ortografia, to już znany wszyatkim temat, więc go nawet nie poruszam :') Ale nie jest ich (błędów) dużo, głównie sa to przecinki, jednak nie rzuca się to w oczy, bo - jak wspomniałam - jest ich really niewiele.
    Aha, no i niektóre zamienniki słów brzmią dziwnie jak np "DJ". Użyj zmst tego "szatyn, najmłodszy z rodzeństwa, brat, najmłodszy Lynch, braciszek" - a nawet bardziej złożonych. Wiesz, czemu? Bo pov Rossa czy innego członka R5 wymaga wejscia troche w ich skórę, a oni nie nazwaliby Rylanda "DJem". Jako narrator 3-oosobowy - owszem.

    No ale ja nie o tym przeciez, kto by tam chciał słuchać mego ględzenia :')

    Wracając, rozdział mi się podoba, ALE nie pisz na akord. To, czego uczy blogger, to pisanie na zapas. Jest taka choroba, jeszcze bez nazwy, ale określa ją chwilowy brak zajawki i kompletna dziura w miejscu, gdzie zazwyczaj była wena :'3.

    No. Także jest pieknie. Nie pytam o Raurę, bo nie chcę naciskać c: Ale fajnie, że pojawili się Calum i Raini :D

    Jest to jeden z lepszych blogów jakie czytam, serio.

    Na koniec zapraszam cię do siebie na rozdział 7.
    http://r5-stories-by-sparrow.blogspot.com

    NADAL MASZ PRZESRANE ZA "NIEPORADNEGO RIKERA"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy4/10/14 12:52

      Zgadzam się z osobą powyżej, zwłaszcza w kwestii nazywania postaci, na którą z resztą zwróciłam Ci wcześniej uwagę.
      No, tym razem to chyba wszystko.
      No to do następnego posta (ciekawe czy u ciebie czy u mnie?)
      r5-sny-nie-spelnione.blogspot.com

      Usuń
  4. Ochh, jak ty możesz przerywać w takim momencie?!
    Będziesz tak z każdym rozdziałem? Nie męcz nas, a przynajmniej mnie i się zlituj.
    Dobra, dobra. Spokojnie, Pani Jackson, spokojnie. XD
    Piszesz te rozdziały na bieżąco? Jeśli tak, to jestem pełna podziwu. I to jeszcze takie długie... Ja to mam napisane na zapas do 11, a widzisz jakiej są długości. Tylko żeby później Ci weny nie zabrakło, bo jak przerwiesz to opowiadanie, to... ojojoj, będzie źle.

    Już Ci to pewnie pisałam, ale napiszę jeszcze raz - bardzo lubię twój styl pisania. Jest taki... taki inny, bo nie wiem jak to nazwać. Ładnie wszystko opisujesz, a najlepsze jest to, że zwracasz uwagę na szczegóły. Dla innych nic nie znaczące, ale dla mnie... Po prostu przyjemnie się to czyta.

    A teraz... Ech, nie powiesz mi pewnie, jakie będą parringi? Raura? Albo dodasz jakąś fikcyjną bohaterkę? W sumie to mi jest obojętnie, bo co prawda lubię R5 i A&A (za sprawą przyjaciółki, świrniętej fanki), ale to kto z kim nie ma dla mnie większego znaczenia. Tylko nie krzywdź jakoś Laury (nie pytaj, skąd mi to przyszło do głowy XD). :(

    Fajnie, że ekipa się spotkała, tak tylko wtrącę i już się żegnam.
    A więc do następnego, Pani Yeaew!

    Malwina.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię Laurę, really. Lubię tę dziewczynę, jako osobę. Taka wesoła i ma podobny humor do mojego-suchar tu, suchar tam. Ale nie kibicuję Raurze. Jest to dla mnie po prostu zbyt przesłodzony, disney'owski parring. Pozostaje mi tylko czekać z niecierpliwością by dowiedzieć się, jaki parring masz tutaj zamiar wpleść.
    Lubię Raię, ale whateva. :p
    Fajnie, że się spotkali, ale co za pech z tym CSI: Miami. Teraz pewnie Ross będzie chciał odzyskać rolę. Mam nadzieję, że nie nastaną żadne konflikty w rodzince. Szkoda mi będzie Rylanda :C
    Nawet nie wiesz jak przyjemnie Twój blog dopełnia tę chwilę. Leżę pod kołderką, jedząc żelkę ze świadomością, że nic nie muszę robić. Do tego czytam sobie dobre opowiadanko. Jest super. Niestety, gdzieś w głębi mojej głowy kłębi się myśl, że powinnam odrobić lekcje, by mieć z głowy i poćwiczyć, a nie leżeć z dupskiem. No, ale co?
    Pozdrawiam, życzę weny, czekam na next, dodałam do obserwowanych!:)
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy4/10/14 12:45

    Wybacz, że komentuję dopiero teraz, ale w tym tygodniu nie miałam czasu na nic. Więc jak tylko przyszła sobota rzuciłam się do tableta i kliknęłam w zakładki (tam, mam twojego bloga w ulubionych).
    I czas na komentarz:
    Cały czas piszesz wprowadzenie. Przygotowujesz nas na moment w którym akcja się rozkręci. Czekam na niego z niecierpliwością. Mam nadzieję, że Ross zrozumie iż przez Disneya marnuje się i swoją karierę. Wkurza mnie to, że przez A&A ludzie nie chcą traktować poważnie R5. Mam nadzieję, że uda się coś zrobić i uratować tę sytuację, choć to wredne względem Rylanada... Hmm... no jestem ciekawa jak to rozwiniesz.
    I wolałabym, żeby Ross nie był z Laurą. Sama nie wiem czemu, ale myślę że to nie jest najlepszy pomysł. Oczywiście wybór należy do ciebie i nawet jak napiszesz, że będą razem, będę to czytać. Podejrzewam, że wtedy będzie to jedna z najciekawszych historii Raury.
    Czekam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. nie wiem dlaczego, ale moment spotkania Rossa z ekipą Austina i Ally sprawił, że zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu.
    naprawdę fajny rozdział. taki skromny, sympatyczny, lekki.
    nie ukrywam, mam nadzieję na Raurę. uwielbiam ich razem, sama osobiście o nich piszę. zasadniczo to skupiam się tylko na nich, cóż za nudziara ze mnie!
    czekam z niecierpliwością na następny. jestem ciekawa, co też Ross wykombinuje z tymi kryminalnymi zagadkami! :D
    #neverletmegiveup.blogspot

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz = Motywujesz :)

Layout by Tyler