10.10.2014

4. LA's Night.

                - Poważnie? – zdziwił się Calum. – Chcieli, abyś zagrał w CSI? – Kiwnąłem głową.
                - Jak mogłeś nie przyjąć tej roli? – Raini napiła się zimnej lemoniady. Z hukiem postawiła szklankę na stoliku.
                - Sam nie wiem. – Podrapałem swój czubek głowy.
                - Jestem pewny, że producenci przesunęliby nagrywanie – powiedział Calum. – Pomijając już to, że ogólnie je przesunęli. No, stary, nie masz farta. – Poklepał mnie po plecach.
                - Nie pomogłeś mi. – Popatrzyłem na ognistowłosego. – Ale dzięki.

                - Jestem pewna, że będziesz miał okazję zagrać w jeszcze lepszych produkcjach. – Brązowe oczy Laury nagle się ożywiły. – A właśnie, jak tam Teen Beach Movie? – Brunetka zaczęła owijać włosy wokół palca.
                - Świetnie. – Wziąłem dużego łyka z w połowie opróżnionej szklanki z espresso. – Bardzo dobrze się współpracuje z Maią, Garrettem i Grace – ale, jeśli chodzi o tę ostatnią, wiesz o tym dobrze – uśmiechnąłem się delikatnie, przypominając sobie te kilkadziesiąt dni spędzonych na wyspie.
                Jednak przyznam – sequel był nieco mniej wyczerpujący niż część pierwsza. Chociażby dlatego, że układy taneczne w pewnej mierze opierały się na krokach z tamtego roku. No i mniej więcej wiedziałem co mnie może czekać – wtedy prawie cały czas przed i podczas nagrywania odkrywałem i przyzwyczajałem się do warunków panujących na planie. Nie ukrywam: była to dla mnie swoista nowość.
                - Tak, pamiętam Grace. – Laura wyrwała mnie z rozmyślań. – Co u niej słychać?
                - Nic nowego. Nie zmieniła się – uśmiechnąłem się. – Ale co tam u was? Ciągle mówimy o mnie. Powiedzcie: przez cały czas siedzieliście w Los Angeles? Nie chce mi się wierzyć – parsknąłem.
                - Mi też nie, ale w moim przypadku – prawie cały czas – powiedziała Raini, dmuchając w słomkę. Napój w szklance cicho zabulgotał. Brunetka zaśmiała się. – Austin&Ally  przewijali mi się przed oczami przez cały czas. Oglądając premierowe odcinki, poniekąd przeżywałam wszystko od nowa; próby, wpadki, przerwy na kawę w połowie ujęcia…
                - Ja trochę wędrowałem – rzekł Calum, stukając palcami o blat stolika. – Spotkałem się z osobami mnie kochającymi i uwielbiającymi bezgranicznie, potocznie zwanymi fanami  – zaśmiał się rudowłosy. – Było świetnie. Zaczynam rozumieć twoją wielką miłość do koncertowania – spojrzał na mnie. Kiwnąłem głową.
                - A co u ciebie, Laura? – Szatynka drgnęła.  – Słyszałem coś o nowej produkcji z twoim udziałem.
                - Żeby tylko – uśmiechnęła się. – Mówiąc ogólnie: masa roboty. Efekty – wkrótce. Za to pojutrze mam samolot do Nowego Jorku. Potem jeszcze kilka…  Ups… - Dźwięk tłuczonego szkła rozległ się po niewielkiej kawiarni, momentalnie ściągając na nas uwagę wszystkich klientów. Odruchowo wstałem i pochyliłem się w stronę szatynki.
                - Żyjesz? – zapytałem przyjaciółkę. Uśmiechnęła się.
                - Ja – owszem, ale sukienka już nie – odpowiedziała, patrząc na ciemną plamę na swoim ubraniu. Laura wstała z krzesła. – Zaraz wrócę.
                - Idę z tobą. – Raini podbiegła do szatynki, zostawiając mnie i Caluma samych. Jednak tylko przez chwilę; ta sama kelnerka, którą dzisiaj już widziałem, podeszła do nas ze szczotką i szufelką w dłoniach.
                - Macie to posprzątać – usłyszałem z ust otyłej blondynki, kładącej na stoliku owe przedmioty.
                - Słucham? – Zdziwiony spojrzałem na kelnerkę.
                - Macie to posprzątać – powtórzyła. Popatrzyła najpierw na mnie, a potem na Caluma.
                - Bree! Co ty wyprawiasz?! – Starsza kobieta zbliżyła się do stolika. Siwe loki zabawnie sterczały wokół jej głowy. Niektóre z nich były spięte błyszczącą, jasnoróżową spinką z babeczką; ten sam narysowany przedmiot znajdował się na fartuchu kobiety, obok wyszytego imienia i nazwiska oraz sprawowanej funkcji.
                 Siwowłosa spojrzała groźnie na blondynkę.
                - Nie chce mi się tego sprzątać, pani Annelise – powiedziała spokojnie.
                - Mam już dosyć twoich wybryków. – Staruszka poprawiła okulary na nosie. – Zwalniam cię - wycedziła.
                Bree ze smutkiem odwróciła się od nas i zaczęła odchodzić, zerkając co chwilę w stronę Annelise. Kiedy jednak miała już pewność, że właścicielka kawiarni na nią nie patrzy, gwałtownie się wyprostowała i z zadowoleniem zrzuciła swój różowy fartuch.
                Porozumiewawczo spojrzałem na Caluma.
                - Przepraszam państwa za nią. – Złowroga mina Annelise zniknęła, a w oczach pojawiły się delikatne błyski. Spojrzała na rozbite szkło pod jej nogami.  – Zaraz Elisabeth się tym zajmie.
                - Myślisz o tym samym co ja? – powiedziałem, gdy staruszka odeszła. Calum kiwnął głową.
                - Nigdy się nie spodziewałem, że ujrzę Trish w prawdziwym życiu – zaśmiał się.
                Ciemnoskóra kelnerka z włosami stylizowanymi na afro  - prawdopodobnie o imieniu Elisabeth – szybko i sprawnie pozbyła się szkła tak, że gdy wróciły dziewczyny – nie było śladów po wypadku. Jedyną pamiątką była ciemna plama na jasnej sukience Laury.
                - Nie da się tego wyczyścić ani wodą, ani mydłem, ani wodą z mydłem. – Raini i Laura usiadły na poprzednich miejscach.
                - A w tej chwili nie opłaca mi się wrócić, przebrać i przyjechać z powrotem, bo prędzej zamkną Annelise’s Cafe niż przedrę się przez „Miasto Aniołów”. – Szatynka zdjęła białą, półprzezroczystą narzutkę z ramion i położyła na kolanach, skutecznie zasłaniając plamę. – Kto w ogóle wymyślił tę nazwę? – parsknęła.
                - Ktoś, kto albo nie mieszkał tu dłużej niż miesiąc, albo nigdy w życiu tu nie był – stwierdził Calum. – Hollywood , Beverly Hills i plaże to nie wszystko. – Kiwnęliśmy głowami.
                Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Przyjaciel mówił prawdę – Los Angeles jest bardzo podzielonym miastem. Słyszałem kiedyś określenie  „Miasto Gangów” – w pełni się z nim zgadzam. Jeszcze pamiętam, jak ekscytowałem się przeprowadzką do niego. Te wszystkie wyobrażenia o cudowności tego miejsca, masie sław (Mamo, myślisz że uda mi się zdobyć autograf Angeliny Jolie?) i  idealnych plażach. Cała rodzina nastawiała się optymistycznie – no może poza mamą. Wtedy dziwiłem się jej przypuszczeniom i wątpliwościom na temat Los Angeles. Ale kiedy już się tu znaleźliśmy… zacząłem ją rozumieć. Marzenia prysły jak bańka mydlana; zamiast niej pojawiła się rzeczywistość. Bezdomni na ulicach tego miasta to codzienność; nawet nie potrafisz ich policzyć. Często cały ich majątek stanowi tylko kilka rzeczy. Bezpieczeństwo również pozostawia wiele do życzenia. Czasami zastanawiałem się nad powrotem do Littleton, jednak szybko przeganiałem te myśli.
                 - Będę się już zbierać. – Laura przerwała ciszę, powoli wstając z krzesła. – Vanessa na mnie czeka. – Zanurzyła rękę w srebrnej kopertówce i wyciągnęła z niej plik banknotów.
                - Ja też już pójdę – nie lubię chodzić po LA wieczorami – powiedziała Raini, pokazując godzinę na swoim podręcznym zegarku. – Już dawno wybiła dziewiętnasta.
                - Jak wy, to i my – powiedziałem jednocześnie z Calumem. Niesamowite jak bardzo można się zsynchronizować.
                Zaśmialiśmy się.
                - Miło było was spotkać. – Wyjąłem kilka dolarów z kieszeni spodni i położyłem je na stoliku.
                - To do zobaczenia… za dwa i pół tygodnia. – Uścisnęliśmy się po raz drugi.
                Wyszedłem z Annelise’s Cafe i od razu skierowałem się w stronę mojego pojazdu, stojącego na obrzeżach parkingu. Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem kluczyki; Samochód wesoło zamigał światłami. Zacząłem otwierać drzwi hondy, gdy nagle ktoś mnie pchnął; zachwiałem się.
                - Hej, uważaj! Prawie zaliczyłem bliskie spotkanie z chodnikiem – jęknąłem, próbując utrzymać równowagę. Gdy już wiedziałem, że stoję stabilnie, spojrzałem na sprawcę zamieszania.
                - Przepra… Jack, zostaw mnie! Idźcie ode mnie razem z Peterem!  –  Powiedziała łamaną angielszczyzną. Zdziwiony i lekko przerażony spojrzałem na szatynkę. Młoda dziewczyna nagle odsunęła się ode mnie. – Oddam ci wszystko, ale zostaw mnie…
                 Ledwo stojąc na drżących nogach, popatrzyła na mnie. Potargane, długie włosy z pojedynczymi liśćmi pomiędzy pasmami spływały po jej ramionach aż do bioder. Długie, zadrapane ręce z wbitymi wenflonami nerwowo poszukiwały czegoś wzdłuż niebieskiej, momentami podartej sukienki. Miała tak chude nogi, że niemal dało się policzyć jej wszystkie kości. Pomiędzy zadrapaniami widniały kolejne wenflony oraz nakłucia, w których najprawdopodobniej były one umieszczone wcześniej. Bose, poranione stopy przestępowały z miejsca na miejsce, jakby stanie sprawiało niemały ból. Popatrzyłem na twarz dziewczyny; pomiędzy lecącymi ciurkiem łzami widać było pojedyncze zadrapania. Jej dolna warga lekko drżała. Spojrzałem na jasnozielone tęczówki, wyrażające coś większego niż zwykłe przerażenie.
                - Wszystko w porządku? – zapytałem, nie odrywając oczu od dziewczyny. Szatynka drgnęła, podrywając się do ucieczki.
                Złapałem ją za nadgarstek; krzyknęła.
                - Chodź – powiedziałem spokojnie i nieco mocniej zacisnąłem dłoń. Szarpnęła się. Popatrzyłem w jej oczy.
                 Nagle jej źrenice zaczęły się zmiennie rozszerzać i zwężać; chciała coś powiedzieć, jednak po chwili bezwładnie usunęła się na chodnik.
                Zemdlała.
                Podniosłem szatynkę, po czym otworzyłem drzwi samochodu. Delikatnie ułożyłem ją na  trzech tylnich siedzeniach.
                Zamknąłem drzwi i usiadłem za kierownicą. Bez zastanowienia się włączyłem silnik. Zależało mi na jak najszybszym powrocie do apartamentu. I nie, to nie z powodu nieznajomej… No, może trochę… Ale nie w tym rzecz. Po prostu… niebezpiecznie jest w LA w nocy.
                Tak, właśnie.
                Nacisnąłem pedał gazu.
                - Hej! Uważaj trochę! – Dwóch mężczyzn wyłoniło się z ciemnej uliczki - tej samej, z której wybiegła szatynka.
                Gwałtownie zahamowałem.
                - Przepraszam – wydukałem przez otwarte okno, starając się opanować słowa, które w chwili obecnej przychodziły mi na myśl. Kto normalny wychodzi nagle przed wyjeżdżający samochód?
                - Dobra, koleś. Grunt, że żyjemy – warknął wyższy. Nie potrafiłem dokładnie rozpoznać ich twarzy z powodu panującego wokół mroku. – Ale może widziałeś jakąś dziewczynę, która wyglądała na szaloną?
                - No właśnie – dodał piskliwym głosem niższy. – Po prostu uciekła nam… ze szpitala psychiatrycznego i  biega po całym Los Angeles. Musimy ją złapać, żeby nie wyrządziła szkody nam… to znaczy wam… i sobie.
                Zmarszczyłem czoło. Tajemnicza nieznajoma?
                Dobra, Ross, jesteś aktorem, nie pokazuj im swojego zmieszania i podejrzliwości.
                - Nie, nie widziałem. Ale… jak mogliście dopuścić do ucieczki takiej osoby z ośrodka?!
                - No właśnie nie wiem. Jak to się stało? – Wyższy mężczyzna podrapał się w głowę.
                - Może pomóc wam szukać…
                - Nie – przerwał niższy. – To znaczy… Bo jeśli tobie coś zrobi? To niebezpieczne.
                - Jak panowie uważają. No w każdym razie życzę powodzenia. – Zamknąłem szybę i ruszyłem. Miałem wrażenie, że nie powinienem ufać tym mężczyznom.
                Ale co, jeśli mieli rację?

***
Tak. Wiem, że dziwny jest ten rozdział. Scena w kawiarni swą beznadziejnością pobija wszystkie.
Przepraszam.
Ale wreszcie zaczyna się coś dziać. To chyba dobrze, prawda?
Wybaczcie, że rozdział dopiero teraz, ale poprzedni tydzień był kompletnie zawalony, więc spokojnie - mam wenę. Tylko nie zawsze czas i/lub możliwość pisania.

Teraz kilka spraw organizacyjnych:
1. Nowy szablon. Mam nadzieję, że się podoba. W poprzednim irytował mnie brak kolumn po bokach. So.
2. One - Shot. Tak, jestem w trakcie pisania. Związany z tematyką bloga. 
3. Captainie Sparrow, jeśli widzisz podobieństwa sytuacyjne (?) w tym rozdziale to wiedz, że nie były one zamierzone. ;) To będzie zupełnie inna historia. Tak przynajmniej zakładam.

Co tam jeszcze... chyba nic. Do następnego :)

Btw. nie sądzicie, że oczy Rossa są tu straszne? o.o

7 komentarzy:

  1. Cześć, Yeaew c:
    I HOPE IT'S NOT GONNA BE... Yh, za dużo angielskiego dzisiaj.
    Piszę komentarz, nawet nie patrząc na poprzednie zdania, so...

    YKHYM.
    Raini wcielenie nr 2. CCCCC:
    CZY TO JEST O RAURZE?
    NIE.
    TAK?
    NIE WIEM.
    Co ta chudzinka tu robi? JA CHCE WIEDZIEĆ.

    AHA. Jak fajnie, że jesteś, NO NIE MIALAM CO CZYTAĆ , JAK PSYCHOPATA ODŚWIEŻAŁAM BLOGGERA :')
    To sie wzieuam za riz12 i bum! HELOU.

    Mam zrytą banię, wiem, ćś.
    U mnue jest oneshot, wiesz?

    Uh, o czym ja pisałam, a o czym nie?

    Yyy
    Ross.
    Tak.
    Fajny jest.
    ZOBACZYMY JAK TO JEGO DOBROTLIWE SERDUSZKO WPŁYNIE NA DZIEWOJKĘ.
    Tak.

    Gadam bez sensu.
    HALO, ZAMKNIJ MNIE KTOŚ.
    MARTYNA? ANYONE?

    Hey! Let's not be alooone tonighttt!! ♪

    Jedna owca, druga owca, żyrafa, krowa, hiena, jee makareenaaa!!!

    Idę po psychotropy, zanim skrzywdzę tego bloga i swoje rozdziały.

    Zachowując ostatki normalności:
    CZEKAM NA NEXT.

    OOOOOŁ AJ KENT STAAP SINGINNNN

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie! Chwila nieuwagi i braku internetu i Sparrow mnie wyprzedziła! A tak bardzo chciałam napisać u ciebie pierwszy komentarz tak jak ty u mnie. No trudno... może mi się uda następnym razem.

    Więc:
    Nie jest gorzej, tylko lepiej, bo faktycznie coś zaczyna się dziać! To bardzo dobrze. Wyczuwam wątek kryminalny... Jest dobrze. Czuję, że to nie będzie kolejne "Wielkie-Love-Ross-Story". Ulga. Wszystkie są takie same, a to jest inne! Hurra! Tym razem naprawdę mnie zaciekawiłaś, a wiedz, że niewielu bloggerów tego dokonało! Radzę Ci nie tego nie zmarnować i pokazać na co Cię stać.
    Czekam.
    Nowy szblon bardzo mi się podoba. Sama go zrobiłaś? Jeśli tak to gratki, jeśli nie to przekaż twórcy gratki ode mnie.
    A co do One-Shot... nie wiem czego się spodziewać. Więc hmm... czekam na to co mi pokażesz. Myślę, że się nie zawiodę (i radzę Ci żeby naprawdę tak się stało).

    Możesz się cieszyć: nie będę się dziś czepiać. Święto! Rozwijasz się i uczysz na błędach - dobrze. W tym rozdziale nie było tego co aż mnie zabolało gdy czytałam poprzednie. Nazywanie postaci, wiesz o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Robi się ciekawie! Podoba mi się opis dziewczyny. Wobraziłam ją sobie tak super, że aż nie mogę.
    Jestem taka zadowolona, że dodałaś taki rozdział! Jestem strzasznie szczęśliwa bo coś się zaczyna dziać. I to coś ostrego jak widzę, bo Ci faceci nie wydają mi się dobrymi charakterami. Jasne, zwiała im z psychiatryka, ciekawe. Chcę już wiedzieć w co ona się wpakowała!
    Już na początku mnie zaintrygowała!
    Scena w kawiarni stabilna, spokojna. Fajnie, że sobie pogadali, ale nie ukrywam, że czekałam na rozwój akcji.
    I się doczekałam! Dzięki Ci!:)
    Teraz się tylko nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! Dawaj dziewczyno, bom ciekawa.
    Szablon lepszy. Tylko spóbuj przesunąć tło bardziej na prawo, bo jest taki biały pasek. Będzie lepiej wyglądać bez niego :)
    Pozdrawiam, czekam na next!
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem pod wrażeniem :)
    prosto i lekko napisane - niby nic się nie dzieje, zwykłe spotkanie i wypadek z sukienką - a tu bum! końcówka wydziera z butów i wielka tajemnica.
    no jak fajnie, hahah!
    jestem zaintrygowana i czekam z utęsknieniem na nowy rozdział :)
    #neverletmegiveup.blogspot

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział był dobry i miło się go czytało :> Scena w kawiarni wcale nie była beznadziejna, a wręcz przeciwnie. Masz urocze słownictwo. Nie wiem, czy to dobre określenie, ale jedyne, jakie ciśnie mi się teraz na język :))
    Uciekła ze szpitala psychiatrycznego... jasne.
    Pewnie chcieli ją zgwałcić, albo jeszcze gorzej :/
    No to się Laura załatwiła z tą sukienką xd
    Ciekawi mnie co to za dziewczyna i co dalej potoczy się z nią i Rossem ^^
    Szablon jest niesamowity :) Taki tajemniczy i piękny :>
    W ogóle to Ross all day all night wygląda jak aniołek :D
    Idąc tym tropem to przyznam również, ze nawet zachowuje się jak aniołek :)
    No nic, to czekam do następnego i obserwuję ♥

    Zajrzyj do mnie na ff o The Vamps ;*
    love-ya-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam! ^^ Mam wrażenie, że cała historia będzie miała dwie strony: ciemną i mroczną, oraz uroczą i przyziemną. Zapowiedzią pierwszej jest pojawienie się (po raz kolejny) dziewczyny, którą ja osobiście określiłabym mianem dziwnej. Dziewczyny, która na moje oko wygląda jak anorektyczka, jest silnie uzależniona od narkotyków i nie pojmuje tego, co dzieje się wokół jej osoby. Kolejnymi osobami, które reprezentują tą stronę są panowie, którzy przyznali, że dziewczyna uciekła im ze szpitala psychiatrycznego. Szczerze? Czuję od nich kłamstwo na kilometr.
    Drugą stronę reprezentuje oczywiście rodzina Lynch. Zmagają się z całkowicie przyziemnymi - dla nich - rzeczami. Rodzinne narady i spotkania. Kolejnymi osobami, które można zaliczyć do tej strony są naturalnie przyjaciele Rossa: Calum, Raini i Laura. Mimo to, że wiele wskazuje na to, że będą całkowicie radośni, przyjacielscy i lojalni, nie pogniewałabym się na jakieś nieporozumienie między którymś z nich a Rossem. To dopiero byłby nieoczekiwany zwrot akcji! ^^
    Szczerze nie podoba mi się koleś od filmu CSI. Po pierwsze chodzi o sam fakt, że szuka na ostatnią chwilę aktorów do swojej produkcji. Po drugie zatrudnił aktorkę jako swoją asystentkę. Dziwny typ i to bardzo. Jednak ja jestem równie dziwną osobą, bo wręcz kocham takie postacie xD

    Kończąc już mój beznadziejny i całkowicie pozbawiony sensu komentarz, dodam tylko, że podoba mi się wygląd Twojego bloga. Wszystko jest przejrzyste i można się w nim odnaleźć. Dodatkowy plus za zakładkę "spam" :)

    Pozdrawiam, matrioszkaa! x

    OdpowiedzUsuń
  7. NIE. NIE, NIE, NIE!
    TRZECI RAZ USUNĄŁ MI SIĘ KOMENTARZ! UGRH!
    Wybacz mi za bulwers - serio jestem zła. Dodatkowo, kilka dni temu rozwaliłam sobie ekran w nowym telefonie. Life, sweet life.
    Ale przynajmniej komentarz wyjdzie dłuższy. :')
    To ten. Aha! Wybacz, że nie komentowałam, ale nie było czasu, chyba rozumiesz.
    Rozdziału piątego jeszcze nie czytałam, zrobię to jutro więc wtedy możesz się też spodziewać mojej skromnej opinii na jego temat.
    Hmm... I jeszcze coś dodam - na podpalenie włosów u mnie jeszcze poczekasz, bo piszę teraz 12 i na razie jakoś mi się to nie widzi. :') Ale gdzieś to dla ciebie kiedyś wcisnę, obiecuję.

    No.
    To teraz można przejść do samego rozdziału.

    Nie wiem, co ty masz do sceny z kawiarnią.. Nie była zła, mi się podobała. Lubię takie. Nawet nie wiesz, jak bardzo! To są jedne z tych takich luźniejszych.
    Co do tej dziewczyny - tej tajemniczej rzecz jasna - lubię ją. Ale mi jej szkoda. Kto wie, oprócz ciebie, co te typy z nią wyprawiały? Ja się domyślam, ale to są straszne scenariusze, więc staram się je odrzucić. PRECZ, SZATANIE!
    A Ross bardzo dobrze postąpił. Na pewno nie uciekła z psychiatryka - oni ściemniają, na bank! Wredne szuje.
    I jeszcze wspomnę o czymś, o czym już wspominałam. Cieszę się, że nie przyjął propozycji do tego durnego serialu. Nie lubię go! XD

    To chyba na tyle. Komentarz bardzo pomieszany i nietentego, ale jakoś takoś nie umiałam inaczej.

    A więc... przepraszam. Więc a, zacna dziewojo, żegnam się z tobą.

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz = Motywujesz :)

Layout by Tyler