7.11.2014

6. Gabriele's effect.

REKLAMA TIME
Na wstępie zapraszam was TUTAJ. Malffu, pewnie chcesz mnie czymś zadźgać (w sumie słusznie), więc może tym jakoś odpokutuję nieskomentowanie, które jeszcze nadrobię. 
Także no. 
AFTER REKLAMA TIME


                Cała rodzina, wraz ze mną, popatrzyła na nią jak na UFO. Staliśmy w bezruchu kilkadziesiąt sekund, powoli analizując usłyszane przed chwilą słowa.
                - Powiedziałam… powiedziałam coś złego? – zapytała w końcu niepewnie.
                - Że co? Z Polski? – Rocky wytrzeszczył oczy. – A co to i gdzie to w ogóle jest?
                - Czekaj… - zamyślił się Ratliff. – Znam jednego gościa, który mówił, że jest Polakiem. Mieszkał… zaraz, gdzie on mieszkał? – Podrapał się po głowie. – O, już wiem - gdzieś pod Nowym Jorkiem. Polska leży gdzieś tam, co nie?
                - Idiota – mruknął Riker, patrząc na dziewczynę. Po żywych iskierkach w jej oczach widać było, że bawi ją wymiana zdań braci i Ella.
                Perkusista przez sekundę mierzył blondyna chłodnym wzrokiem, lecz po chwili jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
                - Miło mi, jestem Rat. – Mocnym ruchem głowy lekko zmienił ułożenie włosów. – Swoją drogą, nie chwaliłeś się, że masz trzecie imię.
                - Przynajmniej wiem, gdzie leży Polska  - fuknął, udając obrażonego. Gabriela uśmiechnęła się niewidocznie.
                - Smaku europejskiego śniegu się tak łatwo nie zapomina, stary.
                - A propos smaku – podchwyciłem, chcąc przerwać pozbawioną sensu dyskusję. – Zjadłbym coś. I Gabriele pewnie też – dodałem prędko, czując, że te kilka słów uratowało mnie przed oskarżycielskimi spojrzeniami  „ niedelikatny, pozbawiony wyczucia egoista”.
                Popatrzyłem znacząco na szatynkę, która kiwnęła lekko głową.
                - A właśnie, śniadanie – powiedziała mama, powoli wstając. – Zapraszam wszystkich do stołu.
                Mama wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny; Gabriele niepewnie ją chwyciła. Powoli zsuwała stopy z łóżka, aż wreszcie dotknęła nimi wypastowanej podłogi z dębowego drewna. Już zaczęła wstawać, gdy nagle padła na tapczan z powrotem, wydając przy tym głośny jęk.
                - Wszystko w porządku? – zapytał Ryland, skacząc w stronę dziewczyny niczym uciekający przed ostrzałem ze strony myśliwego kangur. Jego ulubiony kaszkiet, który nosił również w domu, lekko się przekrzywił.
                Gabriele gwałtownie pokręciła głową. Już otworzyła usta, gdy nagle odezwała się mama.
                - Przepraszam! Zapomniałam… – Popatrzyłem na nią pytająco. – Chłopcy, który z was zaniesie Gabriele?
                - Pani wybaczy, ale porywam panią do jadalni. – Ratliff szybko, lecz delikatnie wziął szatynkę na ręce. Dziewczyna nie zaprotestowała, wręcz przeciwnie: chwilowy ból, namalowany na jej twarzy, ustąpił miejsca lekkiemu uśmiechowi.
                Mimowolnie uniosłem kąciki ust do góry. Wszyscy unieśliśmy. Dlaczego? Nie wiem. W jej uśmiechu było coś, co wręcz kazało go odwzajemnić. I nie na zasadzie groźby „jak tego nie zrobisz, to Rudy Lis w nocy przyjdzie Cię zabić swoim zakrzywionym nożem”, tylko dlatego, że… tak. Po prostu. Jakby niezrobienie tego byłoby największym grzechem, który sumienie wyrzucałoby mi  do końca życia.
                Całą rodziną, wraz z niosącym Gabriele Ratliffem na czele i bez mamy, która udała się do kuchni , poszliśmy do jadalni. Nie była ona jakaś nadzwyczajna; jedyną różnicą było to, że była zbudowana na planie bliżej nieokreślonej figury geometrycznej, tak jakby na połączeniu czworokąta i trójkąta. Zrobiony z ciemnego drewna i przykryty cienkim obrusem z uniwersalnym motywem kwiatowym duży, prostokątny stół stał dokładnie na środku pomieszczenia. Dookoła ustawionych było dziesięć krzeseł, z czego jedno z nich było zawalone różnymi drobiazgami od kostek do gitary począwszy, a na różowej szmince z Diora skończywszy. Mimo że praktycznie nigdy nikt nie zajmował tego miejsca z wiadomego powodu, to i tak kładliśmy przed nim na stole talerz. To była swego rodzaju tradycja, nazwana przez Ratliffa „Dziwactwem Lynchów”, której – mimo braku jakiegokolwiek sensu – nie zmienialiśmy, od kiedy tylko wprowadziliśmy się do Los Angeles. Trochę przypominało to tak zwane Miejsce Dla Niezapowiedzianego Gościa, zostawiane zazwyczaj przy stole wigilijnym.
                Ellington posadził Gabriele na najbliższym krześle, zajmując miejsce zaraz obok niej. Za nim usiadła Rydel z Rocky’m , tatą i Rylandem. Z drugiej strony szatynki usiadłem ja, a obok mnie czekały dwa wolne miejsca na mamę i Rikera, który poszedł razem z nią do kuchni. Po chwili oboje pojawili się w drzwiach z naczyniami i sztućcami w rękach. Czułem się dziwnie. I to nie dlatego, że Riker skakał wokół mnie niczym kot z pełnym pęcherzem, rozkładając przy okazji sztućce, czy też ze względu na dzisiejsze śniadanie, które po raz pierwszy od kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu miesięcy jedliśmy razem, całą rodziną. Nie. Chociaż bardzo chciałbym, aby to było powodem.
                Wszyscy byli jacyś spięci... Nie, poprawka: wszyscy poza Ratliffem byli jacyś spięci. Nawet Gabriele, która nieustannie była zabawiana i rozśmieszana przez Ellingtona, wydawała się być zestresowana. Dyskretnie zerkała na innych członków rodziny, aż w pewnym momencie jej wzrok zatrzymał się na mnie. Uśmiechnąłem się nonszalancko.
                - Co tam? – rzuciłem od niechcenia. Z doświadczenia wiem, że teraz Gabriele – tak jak każda  jeszcze niewinna dziewczyna, gdyż jako taką ją, póki co, postrzegałem – powinna się zaróżowić i z onieśmieleniem spuścić wzrok.
                Tymczasem szatynka spojrzała na moją klatkę piersiową i z zażenowaniem pokręciła lekko głową. Z zaczerwienionymi policzkami wyglądała na zawstydzoną.
                Zaraz, zaraz.
                Zawstydzoną?
                - Coś nie tak? – Starałem się ukryć zaniepokojenie, które chwilowo mną zawładnęło.
                - R... Ro… Przepraszam, ale…
                - Ross – pomogłem.
                - Ross – kontynuowała – twój… - urwała, szukając w myśli odpowiedniego słowa.
                - Tors? Podkoszulek? Mięsień? – zgadywałem, uważnie przyglądając się jej twarzy. Dziewczyna zmarszczyła lekko czoło.
                - Nie – zaprzeczyła nagle. Czerwień jej policzków stała się jeszcze bardziej intensywna. – Twój… szlafrok… - Spojrzałem na swoje tymczasowe odzienie.
                - Co szlaf… Szlag! – syknąłem cicho, widząc po raz kolejny rozwiązane, swobodnie wiszące sznurki.  Biały materiał pod moją nieuwagę zsuwał się tak bardzo, że prawie odsłonił moją bieliznę. Wyglądało to dosyć… podejrzanie. – Gabriele, przepraszam. Pójdę się przebrać.
                Szybkim ruchem zawiązałem sznurki, po czym gwałtownie wstałem od stołu, chcąc jak najszybciej zmienić ubranie. I niemalże od razu, a konkretniej: po dotknięciu przez moje biodro kantu stołu, tej decyzji pożałowałem.
                 - Niesamowite, jak krzyki „Ała”, „ Ross, ty debilu” oraz „Tego się nie da odeprać” mogą się zgrać, tworząc przy tym całkiem niezłe widowisko muzyczne. – Najchętniej zabiłbym Ratliffa wzrokiem seryjnego mordercy, jednak miałem ważniejsze sprawy, na przykład moje boleśnie pulsujące biodro. Czułem się jakby jakiś samochód, albo i nawet czołg, przejechał na jednym kole (ewentualnie gąsienicy), potem zawrócił i przejechał raz jeszcze, zwalniając przy zetknięciu się z kością.
                  W porządku, Ross. Uśmiechnij się i pokaż, że nic cię to nie bolało.
                - Boli? – usłyszałem obok cichy głos Gabriele.
                - Szalenie – syknąłem, rozmasowując obolałe miejsce. Postanowienie mode off.
                 Odwróciłem się w jej stronę.

                - Nawet nie wiesz jak bardzo… - gwałtownie przerwałem. – Choroba jasna. Gabrie, przepraszam! Nie chciałem – jęknąłem, zauważywszy poplamioną krwistoczerwonym kompotem własnej roboty koszulę oraz spodnie dresowe szatynki. Moje uderzenie stołu musiało być dosyć silne, bo przewróciło szklankę dziewczyny, której zawartość wylądowała prosto na niej.
                - Ross, ogarnij się i może jakoś zareaguj, a nie się patrzysz jak ciele na malowane wrota – zakpił Rocky, wycierając przy tym mokry stół ścierką. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że cała rodzina jak jeden mąż poderwała się z krzeseł i zaczęła sprzątać. Niespotykany widok. – Ruszysz się czy nie?
                - Przebiorę się. – Zacząłem iść w stronę schodów, gdy poczułem dłoń mamy na ramieniu.
                - Poczekaj. – Odwróciłem się. – Zaniesiesz Gabriele do łazienki? Rydel zaraz zaniesie jej ubrania.
                - Jasne. – Wzruszyłem ramionami. – Ale jesteś pewna, że ze mną przeżyje? No wiesz… już ją zalałem sokiem i jeszcze istnieje ryzyko, że się przewrócę, biorąc pod uwagę moje biodro.
                - Po prostu się potłukłeś. Spokojnie – zaśmiała się, podczas gdy podnosiłem szatynkę. Poplamiona koszulka wyglądała okropnie.  – Na dziś to było raczej tyle „efektu Gabriele” – szepnęła cicho.
                - Słucham? – Uniosłem brew do góry i spojrzałem na mamę, lecz ta odwróciła się tylko i poszła w stronę kuchni. Cóż.
                W ciągu kilku sekund znalazłem się przy uchylonych drzwiach łazienki; popchnąłem je niebolącą częścią miednicy i wszedłem do środka, uważając na szatynkę.
                - No, to jesteśmy na miejscu. – Posadziłem ją na taborecie przed umywalką oraz znajdującym się nad nią lustrem. Sięgnąłem ręką po papierowy ręcznik. – Weź. - Podałem jej; dziewczyna oderwała dwa listki i odkręciła wodę.
                - Dzięki.
                Cichy, monotonny szum wydobywającego się z kranu bezbarwnego płynu wypełnił pomieszczenie. Rozmasowując jedną ręką biodro i uderzając palcami w rytm niedawno usłyszanego utworu drugą, jak zahipnotyzowany obserwowałem ruchy szatynki. Nie było w tym żadnego podtekstu, jednak moje uporczywe wpatrywanie się musiało w końcu ją zaniepokoić, gdyż przerwała wycieranie.
                - Coś nie tak? – zapytała niepewnie. – Jestem gdzieś brudna na twarzy?
                - Co? Nie, skądże – uśmiechnąłem się. – Powiedzmy, że się zamyśliłem.
                Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
                - Trzy tygodnie – odezwała się w końcu, spoglądając na lustro.
                - Hm? – Popatrzyłem na nią zdezorientowany. – Co trzy tygodnie?
                - Twoje biodro. – Wyrzuciła kolejny ręcznik do kosza. – Miałam to samo dwa lata temu…
                - Współczuję. – Przerwałem, kiwając głową ze zrozumieniem.
                - … Poza tym…
                - Mam suche ubrania! – Rydel wparowała do łazienki z zawiniętymi w kulkę ubraniami. – Pomogę ci. – Popatrzyła na mnie. – Wypad, Ross. Bolące biodro to nie wymówka...
                - Dobra, dobra. – Uniosłem dłonie w geście obronnym i powolnym krokiem skierowałem się w stronę drzwi. – Żebyś tego nie żałowała, siostrzyczko.
                - Oddzwonimy do pana później. - Wywróciłem oczami. - Swoją drogą, to zrobiłeś jakiś... dziewczęcy. Lekko się w biodro stuknąłeś, a wymyślasz, jakbyś co najmniej umierał.
               - Hę?
               - Ech... Nic już. Idź.
                Zamknąłem drzwi. Na chwilę przystanąłem.
                Co ja właściwie miałem teraz zrobić?
                - Ross, sznurki! – usłyszałem krzyk Rocky’ego. Świetnie.
                Zacisnąłem je szybko i udałem się na piętro.

***

Przepraszam. 
Nie dość, że rozdział miał być tydzień temu, to jeszcze jest jakiś... dziwny. I krótki. Takie lanie wody.
Za namową znajomych podjęłam ważną decyzję dot. opowiadania, a konkretnie: wątek kryminalny. Spodziewajcie się czegoś za dwa, trzy czy cztery rozdziały. :) 

Kolejna część pojawi się za dwa lub więcej tygodni, ale mam zamiar wstawić oneshota w przerwie pomiędzy nimi. Od razu uprzedzę, że nie będzie on o Raurze ani w ogóle o R5. 
Ktoś chciałby przeczytać? :)

  


~Yeaew


8 komentarzy:

  1. Anonimowy7/11/14 21:58

    A więc...
    Jednak nie porzuciłaś tego bloga! Tak się bałam! Nie pisałaś i w ogóle!
    Na szczęście moje obawy ustały.
    Rossy dziwne się zachowuje przy Gabriele. To dobrze :) (a Rossy się zakochał, ale jeszcze tego nie wie) o Jessu jakie to słodkie.
    Ell zdecydowanie zostanie moją ulubioną postacią. Jest po prostu (i naprawdę nie ma na to innego słowa ) EPICKI!Uwielbiam go po prostu.
    Oraz ten nieśmiertelny szlafrok.
    Per-fect
    😊
    Nie wim czemu uważasz to za dziwne. Mnie bardzo się podoba. A krótki? Moim zdaniem najdłuższy do tej pory, ale mogę się mylić.
    Rozwijasz mi się :')
    Naprawdę jest coraz lepiej
    a wątek kryminalny to super pomys. Nie wiem czy wytrzymam te dwa, trzy, cztery rozdziały. Nie mogę się doczekać tego co będzie dalej.
    Oneshota chętnie przeczytam i mam nadzieje, żte dwa tygodnie do następnego rozdziału miną szybko, bo nie wytrzymam.
    Czekam na więcej Ella i Rossa + Gabriele (zaraz wymysle ship) no i oczywiście na wyjaśnienie zagadek oraz "poza tym".
    "Twój tors, podkoszulek, mięsień?
    - Szlafrok "
    Hahahahahaha
    Ps. Ross to jakaś łamaga. Biodro rozwalił o stół.
    Wybacz, że tak chaotycznie to pisałam, ale... tak jakoś wyszło
    i w końcu komentuje pierwsza!
    Pozdrawiam, życzę weny i więcej wiary w siebie :*
    Jane/Kalarepcia z r5-sny-nie-spelnione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. I ten zaje**sty moment, gdy spośród 7392 gifów musisz wybrać góra trzy pod rozdział. Tak. Ból życia. :')
    Kurna, najlepsze jest to, że ty tak naprawde nie wiesz, jaki mam pomysł na bloga, i nie wiesz, czy mnie nieświadomie nie skopiujesz.
    Jednak jeśli masz się trzymać wątku kryminalnego, a do tego nie dorzucać Rikera z lepkimi łapkami - jest ok c:

    Anyway.
    Szlafrok.
    Tak.
    Szlaaafrok + Ross = Chyba sobie jutro porysuję. C:
    Chciałabym napomknąć... Nie zapominaj, że Gab jest z Polski, whan means nie umie angielskiego PERFEKT. Tak? Tak.

    Rat to Rat, Rocky to Rocky.
    A Rydel ZAWSZE musi przerwać romanse Rossa xd Taka jej rola na ffs xd Jej i Ella.

    Stormie to kumata kobieta. Na każdym blogu niemal taka sama. ALE CZY MOŻNA JĄ SOBIE WYOBRAZIĆ INACZEJ?
    Stormie, opuść rękę.

    Pozdrawiam, piszę dialogówkę z Raffy, pisząc rozdział 18 do siebie i czytając.

    Trzymaj się c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuuuuu... Ross zamyślony patrząc na Gabriele. Niby nic, niby żadnych podtekstów. Tak się zaczyna chłopie, ja to wiem. Takie są początki. A potem bum! I już nie może bez niej funkcjonować.
    No ciekawi mnie ten wątek kryminalny, nie powiem. Mam nadzieję, że będzie innowacyjnie.
    Co do tego biodra, to trochę przesadziłaś moim zdaniem :p Tylko walnął się o stół. Siniak, obite, góra tydzień poboli i przestanie. Trzy tygodnie to zdecydowanie za długo. Poza tym,kto pamiętałby, że uderzył się w stół, przez dwa lata? XD
    Mimo to rozdział spoko. Jak zawsze, Ell, mój ukochany, wspaniały. Jego beztroska nawet mnie, ostatnimi czasy pesymistkę, zmusza do uśmiechu.
    Sznurki od szlafroka Rossa, hahahahahhahahahha.
    To było dobre. Już widziałam tego buraka Gabrieli.
    Co powiesz na wyjustowanie tekstu? Wydaje mi się, że to wygląda wtedy porządniej, ale jak wolisz.

    Okej, do następnego.
    Si ja!
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Gabriela jest taką spokojną osobą... aż jej zazdroszczę :D
    Polska w okolicach Nowego Jorku, ta, chciałabym xd
    Gdyby mnie Ross nosił na rękach ... cóż, ciężko by było funkcjonować :)
    Ale szlafrok by mógł poprawić xd Chociaż...
    Ogólnie to ja nie słucham R5, ale bardzo lubię Rossa i cover R5 do Counting Stars :)
    Bardzo fajny rozdział :) Nie był dziwny, ale krótki owszem :D A co do oneshota, to chętnie przeczytam ;)
    No i co to dalej będzie?
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowy ;* xx
    love-ya-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie Gabriela jest zbyt... spokojna, jak na osobę, której przydarzyło się coś takiego. Moim zdaniem powinna być wystraszona, przerażona itp. Ale to Twoje opowiadanie, Twój pomysł i blog, ja się do tego nie mieszam, tylko piszę swoje odczucia. Mam nadzieję, że rozumiesz :) Rattlif aka geniusz z geografii, który umieścił Polskę pod Nowym Jorkiem. Hah, jak ja bym chciała, żeby tak było. Przynajmniej umiałabym angielski i mogłabym jeździć na koncerty moich idoli, woohoo! Ale wracając do rozdziału, Stormie oczywiście jest miłą i opiekuńczą osobą. W sumie co się dziwić, wygląda na taką, co pomogłaby każdemu. Pewnie nawet osobie, która nie zna angielskiego... Och, dobra już nic o sobie nie powiem :P Gabriela chyba bardzo zawróciła Rossowi w głowie, skoro biedaczek zapomniał o swoim szlafroku, hah :D

    Pozdrawiam i życzę weny na kolejne rozdziały! :)

    - matrioszkaa! x

    to-nie-jest-milosna-piosenka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć.
    Kojarzysz? Ktoś, coś? Niepi, Niepozorna, Auslly? Sadystka?
    Tak? Nie?
    KIJ Z TYM. WAŻNE, ŻE TY SIĘ U MNIE POJAWIŁAŚ, BLOGA POLECIŁAŚ I JESTEM.

    I ZOSTANĘ, BO CHOLERA JASNA, JAK MI SIĘ TU PODOBA! CC;

    Już 6 rozdziałów minęło, więc muszę powiedzieć coś ogólnie.
    Fabuła: świetna. R5 przedstawiane w jeden z bardziej wiarogodnych sposobów. Nawiązanie do kariery aktorskiej Rossa też mi pasuje (RAURA-MANIACZKI ZACIERAJĄ RĄCZKI ;>)
    Na samym początku drżałam po błędy, bo okropnie mnie one zniechęcają i gdybyś je popełniała, to wyleciałabym stąd z prędkością światła. Na szczęście wszystko jest poprawnie pod względem ortograficznym, jak i gramatycznym. Czasem tylko coś z przecinkiem się pojawi, ALE WALIĆ TE MAŁE GÓWNA. NIE LUBIĘ ICH C;
    Wracając do fabuły. Czułam, że ktoś trzeci musi się tu wmieszać. Kręcenie się tylko woków R5/A&A mi tu nie pasowało xd
    GABRIELA.Z.POLSKI.
    Czytałam kiedyś kilka blogów, na których ktoś z R5 spotykał polkę (najczęściej faneczkę, of course ;3) DOBRA, NIE CZYTAŁAM. ZACZĘŁAM. BYŁY TAK DENNE, ŻE AŻ WOLAŁAM WYNIEŚĆ ŚMIECI. (Mama to się cieszyła, jasne)
    ALE U CIEBIE JEST DOBRZE, WIĘC MOŻESZ BYĆ PIERWSZĄ, KTÓRA MNIE DO TEGO PRZEKONA C;

    Także ja sobie zapisuję twojego blogasa i będę cię uporczywie śledziła. BO WIEM, ŻE ZROBISZ COŚ ZŁEGO.
    Chwila. Nie przeczytałam jeszcze notki. SZLAG C;

    *dwie sekundy później*
    KURNA, CO? *mówi jak Pakula (i tak nie znacie gościa :>) JAKI KRYMINAŁ, W JĘDRNĄ DUPĘ ELLINGTONA?! WKURZYŁAM SIĘ, BO JEDNA CZĘŚĆ MNIE SIĘ WPIENIŁA, A DRUGA CIESZY SIĘ JAK DEBIL.
    Kocham kryminały, wiesz o tym c;
    CZYLI TERA JUŻ NA PEWNO COŚ CI ZROBIĘ JAK TY ZROBISZ COŚ NAM.

    Niepi jest na pokładzie, dzieci. I NIE DA WAM SPOKOJU.

    ALOHA.

    OdpowiedzUsuń
  7. Spinam tyłek i w końcu komentuję. Ostatnio jak miałam napisane pół komentarza tata wbił do pokoju i kazał mi jechać do cioci. Taka ironia losu.
    Tak to byś miała już komenta kilka dni temu.
    Więc nie obijając, czy tam owijając, whatever.

    PIĘKNE ROZPOCZĘCIE POSTA, KOCHANA.
    Ale mnie tym nie udobruchałaś, jeśli to było na celu. *hee-hee!*
    W sumie to ja zła nie byłam... bo nie miałam być za co, jak się tak zastanowić. XD Sama komentuję dopiero teraz...

    Co do rossdziau.
    Ell jest niesamowity. Prawie jak mój kolega z klasy myślący, że Włochy leżą gdzieś w Ameryce Południowej. :')
    Ross rozwalił system.
    Tors? Podkoszulek? Mięsień?
    Szlafrok.
    Szlafrok Ci zjechał, debilu.
    Ale przeciągnę poinformowanie Cię o tym, żeby jeszcze trochę popatrzeć.
    (Y)
    Założę się, że Ross chciałby pomóc jej się przebrać. 8) Ona pewnie też. I zakończyłoby się to wspaniałą miłością do końca życia, prawda? Prawda.
    Ale ktoś im musiał przerwać... Dobrze, że nie telefon. Telefon zawsze przerywa.
    Co tam jeszcze, co tam...

    Wątek kryminalny. To coś, co kocham. Znaczy się, normalnie za tym nie przepadam. Ale u Ciebie to kocham. XD I cieszę się, że jednak postanowiłaś go wkręcić w fabułę, zwłaszcza, że panowie mają zajebiaszcze imiona. 8|

    Także ten. To chyba już koniec, bo około 15 Raffy przychodzi na ploteczki, a trzeba jeszcze wstawić rozdział u mnie, pojarać się i pooglądać Michaela, Juana, Normana, Andrew i Johnny'ego, także trochę zejdzie.
    A. No i trzeba w końcu śniadanie zjeść.

    No.
    To dobranoc.
    Czekam na plakaty, bo chcę już walnąć swój super mega zarąbisty podpis.
    Pozdrawiam,
    Malffu Jackson Cano Depp Reedus-Dixon Lincoln-Grimes. ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Spodobało mi się.
    Będę tu częstym gościem.
    Masz bardzo fajny styl pisania.

    http://my-mmortal.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz = Motywujesz :)

Layout by Tyler